Wyobraź sobie, że twoje dziecko ma do napisania wypracowanie. Nie wykręcaj się, że nie masz dziecka, bo przecież zawsze możesz je mieć (sprawdzić, czy nie ksiądz). Wyobraź też sobie, że to wypracowanie ma być na temat Czarnogóry, a twoje dziecko nic o tym kraju nie wie. Przychodzi więc do ciebie i mówi tato, tato czy tam mamo, mamo, pomóż, doradź, nie zostawaj w potrzebie! Sprzedaj mi jakieś ciekawostki o Czarnogórze!

Jakbyś poradził sobie w takiej sytuacji? Czy musiałbyś się wydurnić na oczach dziecka? Otóż nie! Wystarczy bowiem, abyś przypomniał sobie wpis o czarnogórskich ciekawostkach, który miałeś przyjemność czytać na blogu pana Koszmarnego i nie wykręcaj się, że nie czytałeś żadnego wpisu, bo właśnie masz go przed sobą.

No to co warto wiedzieć o Czarnogórze?

Cóż, warto wiele, bo wiedza to potęgi klucz. Żebyś się jednak zbyt szybko nie zniechęcił nadmiarem informacji, dziś napiszę zaledwie o dziewięciu rzeczach, które powinny wystarczyć na początek. Niektóre z nich to zwykłe ciekawostki, ale inne mogą stanowić niezwykle istotną informację przed podróżą do tego małego bałkańskiego kraju.

Otóż o Czarnogórze wiedzieć warto…

Że zatrzęsienie tam turystów

Tak, to prawda. Niby przed wyjazdem miałem świadomość, że Czarnogóra jest już dosyć popularnym kierunkiem wakacyjnym, ale liczyłem, że będzie tam nieco luźniej. No cóż – zamiast luźniej, jest ciaśniej. Przynajmniej w okolicach wybrzeża, bo w górach ciągle da się znaleźć ustronne miejsca.

Że są korki

Tak, to prawda. Na drogach nadmorskich są gigantyczne korki, więc poruszanie się samochodem nie jest ani szybkie, ani przyjemne. Naszą bazą wypadową była Buljarica – środek wybrzeża, tu blisko, tam blisko, niby rewelacja. Do Kotoru ledwie czterdzieści kilometrów, no to pół godzinki i jesteśmy na miejscu. Serio, tak pomyślałem. Pół godzinki. Szybko okazało się, że pół godzinki, to jest może połowa czasu, jaki spędzaliśmy w korku przed Budvą.

Czarnogóra samochodem

Oczekiwanie w niewidocznym na zdjęciu korku, umilają posadzone wzdłuż drogi palmy.

Że płaci się w euro

Tak, to prawda. Warto zapamiętać, aby nie wyjść na durnia, na przykład wobec mojej pani Żon, która powiedziała pewnego dnia:

– Waluta Czarnogóry to euro.

A ja na to, że moja ty prosta kobieto, jakie euro, toć przecież Czarnogóra nawet w Unii nie jest, więc gdzie jej do euro.

– No to czym się płaci? – zapytała wtedy pani Żon, teraz już wiem, że podchwytliwie.

No płaci się, płaci, ja na to, a w międzyczasie szybciutko pod stołem wyciągnąłem smartfona i dalej wujek gugiel, czarnogóra waluta, memory, fajnd i… cholera, rzeczywiście euro! W Czarnogórze płaci się w euro, choć przecież kraj ten nie jest w strefie. Jednostronna euroizacja – tak się nazywa ta przedziwna sytuacja i oprócz Czarnogóry mamy z nią do czynienia również w Kosowie.

Że wcale nie jest tanio

Tak, to prawda. Pan Koszmarny przed wyjazdem miał jakieś takie nieokreślone wrażenie, że Czarnogóra to strasznie tanie miejsce, a do tego jeszcze wcale nieodkryte i mocno zdziczałe. No i się okazało, że jak zwykle kobieca intuicja pana Koszmarnego zawiodła (w czym zresztą nie ma nic dziwnego, biorąc pod uwagę to, że pan Koszmarny jest mężczyzną). Otóż tanio tu nie jest.

To znaczy: nie można powiedzieć, żeby było jakoś strasznie drogo. Dla przykładu, ceny w znajdującej się tuż za miedzą Chorwacji (możecie je sprawdzić na blogu Warsztat Podróży,) są o jakieś 10%-20% wyższe. Chodzi mi tylko o to, aby nie ulegać mylnemu wrażeniu, że Czarnogóra jest niezwykle tanim krajem.

Ceny są tu normalne. A do tego będzie coraz gorzej 😉

Że pierwsze wrażenie może nie być najlepsze

Tak, to prawda. W przypadku pana Koszmarnego akurat było nie najlepsze, choć nie wiem czy można je (to wrażenie pierwsze) zaliczyć na poczet Czarnogóry, bo nawet nie przekroczyliśmy wtedy granicy. Otóż znajdowaliśmy się na pasie ziemi niczyjej, na przejściu granicznym Herceg-Novi, gdzie to na tym przejściu sobie czekaliśmy.

Czekaliśmy. Czekaliśmy. Ja chromolę, jakieś trzy godziny.

Matko-bosko, pomyślałem sobie w tamtej chwili, jak to dobrze, że Polska jest w strefie Schengen, jak to dobrze, że już u nas nie ma tych debilnych kontroli granicznych, tego idiotycznego czekania i tego wszystkiego, co jest wynikiem podzielenia mapy absurdalnymi kreskami. Pomyślałem też sobie, że bardzo bym nie chciał, aby Polska, Europa i świat cały szedł w kierunku ograniczania swobodnego przemieszczania się pomiędzy państwami. Potem doszedłem do wniosku, że w sumie to lubię budyń i nawet bym go chętnie zjadł. Zresztą, może nie zagłębiajmy się za bardzo w to, o czym myślałem i do jakich wniosków wtedy doszedłem, bo za dużo by się tego uzbierało. Pamiętajcie, że staliśmy tam trzy godziny.

Jeżeli wam też się to przytrafi i stwierdzicie, że dość już macie tej całej Czarnogóry, to w ramach antidotum polecam szybką wizytę w Kotorze – powinno pomóc. A jak Kotor nie pomoże, to dorzućcie sobie na dokładkę Perast.

Czarnogóra, widok na pocztówkę

Oglądanie Zatoki Kotorskiej to najlepszy sposób, by poprawić sobie nastrój w Czarnogórze.

Że ciężko się jeździ samochodem

Tak, to prawda. Już nawet pomijając wspomniane wyżej korki, to warto wiedzieć, że lokalni kierowcy mają dosyć luźne podejście do bezpieczeństwa ruchu samochodowego. Mówiąc wprost: w Polsce ciężko znaleźć ścieżki rowerowe węższe, niż niektóre drogi w Czarnogórze. Na przykład na półwyspie Trivat jest świetna trasa – wąziutka, nad samym morzem (nieoddzielona od niego choćby barierką). Gdy tamtędy jechaliśmy, pani Żon zapytała:

– To jednokierunkowa?

Chciałem wzruszyć ramionami, bo zdawało mi się to oczywiste, ale zanim zdążyłem te swoje ramiona podnieść (w celu wzruszenia) już z naprzeciwka wyjechało nam jakieś auto.

– O matko – powiedziała pani Żon, gdy na milimetry udało nam się jakoś wyminąć. – Ale chyba autokary tu nie jeżdżą?

Znów chciałem wzruszyć ramionami, bo zdawało mi się to oczywiste, ale zanim zdążyłem te swoje… tak, dobrze myślicie: z naprzeciwka wyjechał autokar 🙂 Szczerze mówiąc, nie wiem jakim cudem się z tym autokarem minąłem i jaka opaczność trzymała nade mną swą pieczę, że nie wpadliśmy podczas tego manewru do morza.

Nie wiem, bo ze strachu zamknąłem oczy.

Więcej o samochodach możesz przeczytać tu: wynajem auta w Czarnogórze.

Że do ziemniaków dają szpinak

Tak, to prawda. Standardowym dodatkiem do większości dań są w Czarnogórze gotowane ziemniaki, na których to ziemniakach leży sobie szpinak. Jak ktoś nie lubi, to musi polubić. Ja lubię, więc nie musiałem.

Że do smażonych kalmarów dają ziemniaki

Tak, to prawda. Zamiast frytek dają ziemniaki, co za pierwszym razem mnie nieco zdziwiło i już miałem podejść do pana kelnera, i już miałem mu wygarnąć, że gdzie, do kurtyzany nędzy, są frytki?! Przecież gdybym nie chciał frytek, to bym powiedział, że chcę bez frytek, prawda? No ale, zanim się zebrałem do tego tego podejścia, to zdążyłem już ziemniaki zjeść, zdążyło mi się po nich odbić i ogólnie nic z tego nie wyszło.

Że plaże są wybetonowane

Tak, to prawda. Czarnogórcy nie znają piasku, żwirek natomiast uznają za urągający ich osobistej godności. Dlatego w wielu miejscach plaże sobie wybetonowali i teraz jest pięknie oraz nowocześnie. Nie podoba się? Wolicie brzydko i staromodnie? To skoczcie na plażę w Buljaricy – nie powinna was zawieść.

Że…

A tego to już dowiecie się z innego wpisu, który jest długi i wyczerpujący, a do tego zawiera nie tylko ciekawostki, ale również istotne informacje co zobaczyć w Czarnogórze.

Howgh!

pankoszmarny

pankoszmarny - człowiek widmo, człowiek orkiestra. podróżnik, mąż, ojciec, póki co jeszcze nie dziad. podróże traktuje jako zło konieczne, co nie przeszkadza mu być niezastąpionym drogowskazem dla zagubionych duszyczek. blog podróżniczy koszmarnewakacje.pl to jego konik, pasja oraz szaleństwo w jednym.

2 komentarze

  1. Caro pisze:

    Jak cenowo Czarnogóra wygląda w porównaniu do Albanii? Głównie jeśli chodzi o jedzenie czy paliwo ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *