Mostar to atrakcja numer jeden w Bośni i Hercegowinie. Przepiękne i niepowtarzalne miasto, o którym powiedziano już chyba wszystko… czy aby na pewno? Nie! Skoro nie pisał o nim na blogu pan Koszmarny, to na pewno nie powiedziano jeszcze wszystkiego.

W związku z powyższym zapraszam do lektury.

Dowiecie się z niej, między innymi, co zobaczyć w Mostarze i dlaczego warto tam pojechać.

Stary Most

W mieście Mostar najistotniejszy jest, jak sama nazwa wskazuje, most. Most nazywa się starym, co właściwie nie jest prawdą, gdyż zbudowany został raptem piętnaście lat temu. Ale! W tym samym miejscu, gdzie teraz stoi Stary Most, który jest nowy, stał kiedyś Stary Most, który rzeczywiście był stary.

Prawdziwy Stary Most powstał w roku 1566 na znak przymierza i pokoju między dwoma częściami miasta: chorwacko-chrześcijańską oraz bośniacko-muzułmańską. Niestety, w tak zwanym międzyczasie, przymierze oraz pokój zostały zawieszone na kołku i w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych wybuchła w Bośni wojna.

Początkowo bośniaccy muzułmanie oraz Chorwaci sprzymierzyli się przeciwko Serbom, ale potem coś ich poróżniło i zaczęli tłuc się między sobą. Streszczenie przebiegu całego konfliktu zdecydowanie przekraczałaby objętość tej notki (zainteresowani mogą o nim poczytać choćby tu), dlatego wspomnę jedynie, że na pewnym etapie wojny, siły chorwackie oblegały muzułmańską część Mostaru. Podczas oblężenia stosowano ostrzał artyleryjski i przy okazji zburzono most.

Ten został jednak odbudowany w roku 2004 i dziś stanowi największą turystyczną atrakcję miasta.

Stary Most w Mostarze
Stary Most w Mostarze.

Most jest niezły. Naprawdę, w kategorii mostów daję mu wysoką notę. Jego oryginalna wersja była zresztą uznawana za jedno z największych osiągnięć architektonicznych swoich czasów. Szczerze mówiąc, nie dziwię się tej opinii, bo choć pan Koszmarny patrzył Stary Most ze swej XXI-wiecznej perspektywy, to i tak nie miał pojęcia, jak to cholerstwo się trzyma, że nie spada do wody.

Skoki do wody to nie jest sport

Na Starym Moście zwykle są tłumy, które to tłumy robią dwie rzeczy: tłum numer jeden przewala się z jednej strony na drugą (i z drugiej na pierwszą), a tłum numer dwa stoi i czeka. Na cóż czeka? Otóż czeka na pana, który z mostu skoczy wprost na taflę (tak, wiem, rzeka nie ma tafli, ale w mojej klawiaturze zepsuł się przycisk backspace, więc tak musi zostać) niezmiennie turkusowej rzeki Naretwy. A po co on ma skakać? – zapytać mógłby ktoś, gdyby był dociekliwy. No i ja temu komuś, kto byłby dociekliwy odpowiedziałbym tak: otóż dla pieniędzy.

Kiedyś, jak głosi legenda, skoki z mostu do Naretwy były zwyczajem co bardziej narwanych młodzieńców z Mostaru, którzy w ten pokrętny sposób próbowali potwierdzać swą odwagę i męskość. A teraz, z tego dawnego zwyczaju, pozostało kilku kolesi, którzy zbierają do miski pieniądze, a jak już tych pieniędzy miskę uzbierają, to skaczą do wody.

I właśnie dlatego ten tłum numer dwa stoi na Starym Moście. Otóż ludzie z tego tłumu zapłacili kilka groszy i czekają, aż śmiałek skoczy do rzeki. Dla ich uciechy. Z narażeniem życia. Oczywiście pan Koszmarny nie ma nic do facetów, którzy zarabiają pieniądze skacząc z mostu. Żadna praca nie hańbi. Chcą sobie skakać – niech skaczą. Pan Koszmarny jest po prostu zdania, że patrzenie na takie wygibasy to żadna uciecha.

Mostar. Bośnia i Hercegowina.

Enyłej, wracając do mostu, jest on przede wszystkim śliski. Naprawdę, można się wywrócić, więc zalecam ostrożność.

Targ i zwiedzanie drugiej strony miasta

Jakie jeszcze, oprócz mostu, ciekawe atrakcje ma nam do zaoferowania stolica Hercegowiny? No cóż, jest jeszcze targ.

Targ w Mostarze
Mostar i jego kolorowe targowisko.

O tak, targu zdecydowanie nie da się przeoczyć, a nawet, gdyby się dało, to nie warto. Bazar Kujundziluk jest bowiem miejscem tyleż urokliwym, co po prostu wartym odwiedzenia. Można sobie pochodzić pomiędzy licznymi straganami z lokalnym rękodziełem i innym badziewiem. Kupić też coś można. I wiecie co? Fajnie tu jest. A przynajmniej orientalnie. Naprawdę. Przepiękna zabudowa i oszałamiająca rewia barw sprawia, że nawet walące z każdej strony tłumy wydają się być niezauważalne.

Mostar, bazar.
Bazar w Mostarze.
Niektórzy są zdania, że targ w Mostarze to jedynie kramiki z chińską tandetą, ale panu Koszmarnemu i tak się podobało.

Meczet Koski Mehmed-Paszy

Będąc po drugiej stronie mostu, nie należy oczywiście ograniczać się do samego spaceru po bazarze. Warto chociażby zajrzeć do otwartego dla zwiedzających meczetu Koski Mehmed Paszy. Jego niewątpliwą atrakcją jest możliwość wdrapania się na minaret, który pełni obecnie rolę tarasu widokowego (podobno najlepszy na południe od Wrocławia). Ze wspomnianego minaretu roztacza się zaś najpiękniejszy możliwy widok na Stary Most.

Meczet Koski Mehmet Pasza. Taras widokowy.
Meczet Koski Mehmed Pasza. Taras widokowy. Zbierające się w tle czarne chmury uznaję za przypadek.

Pan Koszmarny niestety do meczetu nie wstąpił, gdyż zmuszony został chodzić w kółko po przyświątynnym dziedzińcu (dzieciok zasnął i żal było budzić). W zastępstwie posłał delegację w osobie pani Żon, która po wyjściu stwierdziła, że meczet Koski Mehmed Paszy – cytuję – „ujdzie”. Dla tych, którym znana jest niechęć pani Żon do skrajnego entuzjazmu, powinno to stanowić wystarczającą rekomendację.

Meczet Koski Mehmet Pasza. Mostar.
Meczet Koski Mehmed Paszy od środka.

Zniszczenia wojenne

Po ogarnięciu bazaru i meczetu, dobrze zerknąć (choćby pobieżnie) na wschodnią część miasta. Jest ona nieco zaniedbana, więc co chwila natrafia się tam na zniszczone budynki, ślady po kulach oraz inne pozostałości ostatniej wojny. Napisałbym o tym coś więcej, ale pan Koszmarny jakoś nie ma ochoty dowcipkować, a uderzenie w poważne tony niechybnie skończyłoby się popadnięciem w banał. Więc tylko kilka fotografii:

Mostar. Ślady wojny.
Wojna pozostawiła w Mostarze sporo zniszczeń.
Mostar. Bośnia i Hercegowina.
Mostar, zniszczenia wojenne.

Spacerując po zniszczonej części dzielnicy muzułmańskiej można dotrzeć do nowego mostu, z którego da się strzelić jeszcze kilka fajnych ujęć mostu starego. Pan Koszmarny tak właśnie zrobił, co skończyło się konstatacją, że obfotografował już ten biedny Stary Most z każdej możliwej strony, więc czas zakończyć zwiedzanie i skoczyć coś zjeść.

A że jedzenie to sprawa intymna, więc o tym ani słowa.

Mostar – informacje praktyczne

  • Lokalna ludność jest mocno zróżnicowana narodowościowo oraz religijnie. Czterdzieści procent z kawałkiem stanowią Bośniacy, drugie czterdzieści z kawałkiem Chorwaci, a reszta to Serbowie. Nie mam pojęcia, do czego może wam się przydać ta informacja, ale indżojcie 😉
  • Jeżeli chodzi o knajpy, to jest tanio, jest smacznie, ale zalecam daleko idącą ostrożność! Otóż bowiem nie we wszystkich serwowane jest piwo (skandal, wiem), dlatego sprawdźcie obecność dystrybutorów zanim się rozsiądziecie, no bo co to za przyjemność jeść bez piwa?
  • Ceny na targu nie są przesadnie wygórowane. Płacić można oczywiście w lokalnej walucie KM (marka zamienna), ale nikt nie powinien się także skrzywić na widok starego dobrego euro. Ba, po zachodniej stronie miasta w wielu miejscach przyjmowane są również chorwackie Kuny.
  • Swoją drogą, jeżeli Chorwacja (szczególnie jej południowa część) jest waszym najbliższym wakacyjnym celem, to warto pamiętać, że do Mostaru jest stamtąd rzut kamieniem 😉
  • Jeżeli ktoś jest choćby umiarkowanie piękny i młody, to może wstąpić do wykutego w skalnej jamie klubu Ali Baba. Pan Koszmarny nie wstępował, bo raz że dziecioki, a dwa że zbyt dobrze tańczy i nie chciałby, aby innym było głupio. W każdym razie klub jest na ulicy Kujundziluk.
  • Będąc w Mostarze na pewno warto ogarnąć ciekawe miejsca, które znajdują się w najbliższej okolicy. Spragnionym pocztówkowych widoków polecam klasztor derwiszów w Blagaj. Szukającym ciszy i spokoju rekomenduję zwiedzanie Pocitelj. Natomiast wszystkich tych, którzy lubią pluskającą wodę odsyłam do wodospadów Kravica. Dla każdego, coś miłego 🙂
  • Jeżeli chcecie zaliczyć miasto własnym samochodem, to nie ma się czego obawiać. Parkowanie (nawet w okolicach Starego Mostu) nie jest specjalnie kłopotliwe.
  • Praktyczna uwaga dla rodzin z dziećmi: jeżeli sądzicie, że dobrym pomysłem będzie wzięcie na spacer po Mostarze wózka, to znajdujecie się w stanie tragicznego niezrozumienia panujących tu zasad. Nie popełniajcie tego samego błędu, co pan Koszmarny. Nie bierzcie ze sobą wózka! Weźcie nosidełko!
  • Jeżeli chcecie wiedzieć więcej, to zapraszam do notki opisującej informacje praktyczne na temat Bośni i Hercegowiny.
Mostar
Miodność – 6/6
Zadeptanie – 5/6
Opinia ogólna – Warto zobaczyć! Polecam!

Ogrodnictwo w Bośni i Hercegowinie

Zwiedzanie Mostaru bardzo nam się podobało, ale jak wiadomo: najlepszy wyjazd to skończony wyjazd. Dlatego też zbieraliśmy się powoli do odjazdu, gdy gospodarz naszego noclegu, przemiły pan No-Spik-Inglisz poczęstował nas figami prosto z drzewa. No dobre były, skubane, o czym nie omieszkaliśmy pana No-Spik-Inglisz (oczywiście na migi) poinformować.

Lepsze niż w Polsce? – zapytał wtedy w swoim języku, co my o dziwo zrozumieliśmy.

W Polsce nie rosną figi – odparliśmy po naszemu, co on (to już naprawdę dziwne!) również zrozumiał.

Zrozumiał i jednocześnie nie zrozumiał. No bo jak to, figi nie rosną? Przez chwilę nie potrafił przejść nad tym do porządku dziennego, aż wreszcie oczy mu zaiskrzyły, palec się w górę uniósł i ciągnąć nas zaczął (oczywiście pan, a nie palec) w głąb swego ogrodu.

Jeżeli na myśl o figach cieknie wam ślinka, to przypominam, że można się nimi najeść nocując w Mostarze w pensjonacie Zigana Apartments. Uwaga na marginesie: jeżeli komuś się wydaje, że z polecania mam jakieś frukty, to świetnie mu się wydaje, bo rzeczywiście booking.com odpali mi (w przypadku rezerwacji z mojego linka) drobną prowizję. Zapewniam jednak, że dla was to żadna strata – cena pozostaje bez zmian.

I zaprowadził nas do jakichś krzaków, które z daleka wyglądały jak pomidory. Gdy tylko podeszliśmy bliżej okazało się, że to, co z daleka wyglądało jak pomidory, jest w istocie pomidorami.

– Tego spróbujcie – powiedział pan No-Spik-Inglisz. – To jest dopiero totalny odlot, nie to co te figi wcześniej.

Na co my, że wiemy, bo to przecież zwykłe pomidory.

– I one u was rosną? – zapytał pan NSI (wybaczcie skrót, ale już opadłem z sił) coraz bardziej zaniepokojony skomplikowaniem świata na którym przyszło mu żyć.

– Ano rosną – odpowiedzieliśmy, czym pan NSI był wyraźnie zawiedziony, bo chyba pomidory były jego oczkiem w głowie, a nie figi.

Wyjaśnienie

Jeżeli zastanawiacie się teraz, czy aby na pewno wcześniejsze zdanie jest puentą anegdotki o figach, to już nie musicie, bo odpowiadam: tak. To jest puenta. Jeżeli natomiast kogoś ciekawi, czemu zdecydowałem na poważnym blogu umieścić tak drętwą historyjkę, to wyjaśniam, że przed zapisaniem wydawała mi się ona śmieszna. Teraz już mi się nie wydaje, lecz jak wcześniej wspominałem: w mojej klawiaturze zepsuł się przycisk backspace!

To zdjęcie nie ma nic wspólnego z figami, ale Pan Koszmarny postanowił je zamieścić na dowód, że nawet taki fotograficzny analfabeta jak on próbuje eksperymentować z kadrowaniem. Eksperymenty, jak widać, na razie nieudane, ale pierwsze koty za płoty.

Tak czy inaczej, wręczyliśmy panu NSI pieniądze i symbolicznie tym gestem żegnając Mostar, ruszyliśmy w dalszą drogę. By zobaczyć jajca. To znaczy Jajce. To znaczy, najpierw Travnik, a potem Jajce, ale o tym, to już w jednym kolejnych wpisów. Howgh!

pankoszmarny

pankoszmarny - człowiek widmo, człowiek orkiestra. podróżnik, mąż, ojciec, póki co jeszcze nie dziad. podróże traktuje jako zło konieczne, co nie przeszkadza mu być niezastąpionym drogowskazem dla zagubionych duszyczek. blog podróżniczy koszmarnewakacje.pl to jego konik, pasja oraz szaleństwo w jednym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *