Dziś będzie krótki wpis o dwóch włoskich miastach, z których żadne mi nie podobało. Chcecie wiedzieć jak wygląda Lukka? Chcecie wiedzieć czy Piza ma coś do zaoferowania poza krzywizną swej wieży? To czytajcie 🙂
Lukka
Wyruszyliśmy z samego rana – pani Żon radosna, dzieciok płaczący, a pan Koszmarny wstępnie podirytowany. Ze znalezieniem parkingu (płatnego przy ulicy) nie mieliśmy większych problemów: w środku sezonu było kilka wolnych miejsc, tuż przy przy historycznym centrum. Wystarczyło się więc wypakować, przejść przez bramę i już wylądowaliśmy w samym centrum miasta. A co tam na nas czekało?
No cóż, nic specjalnego.
Lukka okazała się miejscem dosyć przeciętnej urody, przynajmniej jak na włoskie standardy. Typowy średniak, do którego niby można zajrzeć, ale właściwie chyba lepiej sobie odpuścić. To takie miasto, które kwituje się stwierdzeniem: ty mi nic nie mów, ja już pod Ostrołęką byłem. Warta zobaczenia jest Katedra z arkadami na fasadzie, można wejść na mury miejskie i… w zasadzie tyle. Poza tym zabudowa nie powala, o czym świadczyć może fakt, że pan Koszmarny wygrzebał ze swego archiwum zaledwie jeszcze jedną fotografię:
Ogólnie nie rozumiem fenomenu Lukki, w sensie, że – od wielu osób już to słyszałem – takie to miasto wspaniałe.
Dla mnie nie ma w niej nic wyjątkowego. Nuda.
Miodność: 1/6
Poziom zadeptania: 2/6
Ocena ogólna: Gromkie zieeew.
Po średnio udanej wycieczce do Lukki, wróciliśmy do Viareggio, bo plaża. Gdyby nie to, że był środek lipca i temperatura w cieniu zbliżała się do czterdziestu stopni, mógłbym powiedzieć, że trafiliśmy z deszczu pod rynnę.
O Viareggio pisałem już w ostatniej notce, więc teraz przypomnę tylko, że jechać tam nie warto.
Piza
Kolejnego dnia postanowiliśmy pojechać klasyką i udaliśmy się do Pizy. Co to jest Piza i co tam jest krzywe, to wszyscy chyba dobrze wiedzą. Dlatego też pana Koszmarnego bardziej interesowało tło, czyli co tam jeszcze się poza tą Krzywą Wieżą znajduje. I teraz już wiem, więc informuję wszystkich zgromadzonych: poza Krzywą Wieżą, nie ma w Pizie kompletnie nic. To znaczy, mamy tam niby jakąś starówkę, ale jeżeli Lukka była nudnawa, to o Pizie można powiedzieć, że jest jak Łomża.
Sama Krzywa Wieża jest natomiast w porządku. To znaczy, byłaby w porządku, gdyby nie to mrowie turystów, które tłoczy się wokół (o nachalnych sprzedawcach kijków do selfie nie wspominając). Zadeptane straszliwie. Tak szczerze mówiąc, to od samej wieży, ciekawszy był widok kilkudziesięciu osób, które naraz pozują do zdjęć w charakterystycznej pozie, tak, że niby, wiecie, przytrzymują spadającą wieżę.
Enyłej, oto foty wieży i okolic:
A oto foty reszty Pyzy (już chyba wiecie, jaka jest etymologia słowa zapyziały):
Po zrobieniu tych oto zdjęć, pan Koszmarny wraz z rodziną postanowił czym prędzej Pizę opuścić. Musiał to niestety robić slalomem, by wymijać sprzedawców kijków do selfie, którzy w ogromnej liczbie stawali mu na drodze.
Miodność: 3/6
Poziom zadeptania: 6/6
Ogólnie: Nie pole… a sam zresztą nie wiem.
I to by było na tyle. Pana Koszmarnego zaczyna morzyć sen, więc zapraszam tylko do kolejnego wpisu, który to jeszcze nie wiem o czym będzie, ale za to mam pewność, że na pewno będzie. Może nawet o Toskanii. Albo o czymś innym – czas pokaże.
Howgh!
Faktycznie w Pizie dużoooo luda, ale jak byliśmy w czerwcu to jeszcze tak tragicznie nie było. Bardziej zaintrygowali nas wojskowi pilnujący wejścia do Krzywej Wieży i porządku. Zresztą w Florencji z tym samym się spotkaliśmy. Dla nas to szok, bo w Polsce raczej nie spotykamy uzbrojonych i zamaskowanych meżczyzn z karabinami i samochodami.
A zastanawialem sie czy by nie poleciec do Pizy na weekend wizzairem. Uff. Dziekuje Panie koszmarny
Lecieć zawsze można, choćby po to, aby wyrobić sobie własne zdanie 🙂
Absolutnie nie zgadzam się z Pana komentarzem
Byłam u Lucce piękne miasto
Odnoszę wrażenie ze artykuł ma coś typowego dla przeciętnego człeka
Przyznaje nie mogłam spokojnie czytać
Podobalo mi sie w Piza, a bylam rok temu w Maju. Owszem przy samej wiezy tlumy turystów, ale mi np. najbardziej sié podobalo przy rzece, wédrówki mostami, fajny klimat, cudnie pachnácy Jasmin. Piékne, stare budynki, trzeba tylko umiec to dostrzec.