Sinaia to niewielkie miasteczko położone na Wołoszczyźnie. Leży sobie u stóp gór Bucegi i pełni zaszczytną rolę popularnego kurortu turystycznego. Główną atrakcją miasta jest niezwykle efektowny Zamek Peles (Pałac Peleş), który swego czasu pełnił funkcję letniej rezydencji Karola I (to taki rumuński król).
Jeżeli zaintrygował was ten wstęp, to znaczy, że naprawdę się nudzicie 😉 Tak czy inaczej, zachęcam do lektury mojego tekstu. Dlaczego? Bo dzięki temu poznacie jedną z piękniejszych budowli, jakie ma w swoim arsenale cała Rumunia.
Gdybym nie był panem Koszmarnym, to bym powiedział, że Pałac Peles to cud architektury. Ale że nim jestem, to powiem tylko… pomidor 😉
Spis treści
Zwiedzanie – jak zaplanować?
Ze względu na weekendowe zatłoczenie głównych atrakcji turystycznych Rumunii, pan Koszmarny postanowił przechytrzyć system i na zwiedzanie Sinai wybraliśmy się więc w poniedziałek. Niestety, jak to zwykle bywa, to system przechytrzył pana Koszmarnego.
Szybko się bowiem okazało, że w poniedziałki Pałac Peleş jest nieczynny.
– Nie mogłeś tego wcześniej nie sprawdzić? – zapytała pani Żon, gdy tylko brutalna prawda wyszła na jaw.
Już mieliśmy sobie odpuścić, już mieliśmy spędzić kolejny dzień na obchodzie Braszowa, ale ostatecznie pani Żon zarządziła, że jedziemy. Co tam zamknięte – najwyżej znajdziemy jakąś dziurę w płocie. Jak się rychło okazało, była to druga najlepsza decyzja w życiu mojej pani Żon.
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że pierwszą był wybór męża 😉
Trasa Brasov-Bukareszt samochodem
No to lecimy. Wyjechaliśmy z Braszowa w kierunku Bukaresztu i początkowo nawet nieźle nam szło. Dzieci śpiewały piosenki, pani Żon rozmyślała o swej złożonej osobowości, a pan Koszmarny zatroskał się nad bezsensem istnienia. Standard. Niestety, nic co dobre nie trwa wiecznie.
Oto bowiem dotarliśmy w końcu do jednej z głównych atrakcji Rumunii, czyli wielokilometrowego korka.
– Nie będzie tak źle – uspokoił ekipę pan Koszmarny – na pewno jakieś roboty drogowe i zaraz się rozluźni.
Niestety, po raz kolejny okazało się, że rzadko wiem, co mówię. Korek ciągnął się bowiem przez kilkanaście kilometrów i spędziliśmy w nim grubo ponad dwie godziny.
Chcesz poznać inne atrakcje, niż korki na drogach? Polecam mój artykuł: co zobaczyć w Rumunii.
Czas umilali nam przemili sprzedawcy podejrzanie wyglądających owoców. A może byli to podejrzanie wyglądający sprzedawcy przemiłych owoców?
Nie pamiętam. Grunt, że się wynudziliśmy.
Przejazdem przez Busteni
Wreszcie dojechaliśmy do miejscowości Busteni (Bușteni), gdzie wyjaśniona została przyczyna całego zatoru. Otóż w Bușteni znajdowało się przejście dla pieszych. Jedno (słownie: jedno). Przejścia strzegł dzielny rumuński policjant, który wstrzymywał ruch samochodów za każdym razem, gdy tylko owo (jedno) przejście dla pieszych, pragnął pokonać jakikolwiek pieszy (też mógł być jeden).
No cóż, może nie jestem specem od logistyki, ale i tak sądzę, że warto by w tym miejscu zamontować jakąś kładkę. Albo tunel. Albo teleporter. Sam nie wiem, cokolwiek.
Rumunio droga, apeluję! Naprawdę cokolwiek!
Swoją drogą: Bușteni to popularny rumuński kurort. Znajduje się tu kolejka gondolowa, którą można podjechać w góry i odbyć trekking po pięknych widokowo trasach (kompleks Babele i słynny skalny Sfinks). Jeżeli macie takie plany, to polecam wyruszyć jak najwcześniej rano, gdyż w sezonie kolejki do gondoli są monstrualne.
Sinaia
Po pokonaniu feralnych pasów, dalsza droga poszła nam już z górki. To znaczy: trochę z górki, trochę pod górkę – bo górzysta jest cała Rumunia.
Ale najważniejsze, że dojechaliśmy.
Zaparkowaliśmy pod hotelem i restauracją o wymownej nazwie Bastion. Były ze dwa, może trzy wolne miejsca, ale biorąc pod uwagę fakt, że zamek Peles był tego dnia nieczynny, nie wiem czy można uznać parkowanie w Sinai za proste. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że w innym terminie nie poszłoby nam tak łatwo.
Hotel Bastion to ostatni… hmm… bastion cywilizacji. Aby spod niego dotrzeć do pałacu, niestety trzeba się poświęcić i odbyć spacer. O skali koniecznego poświęcenia niech świadczy to, że trwa on około dziesięciu minut i jest całkiem przyjemny. To znaczy, może być przyjemny, o ile wyłączymy wyobraźnię i nie spoglądamy zbyt często na ostrzeżenia o grasujących na trasie niedźwiedziach 😉
Pałac Peleş (i otaczający go park)
A co nas czeka na miejscu? No cóż, z bólem serca muszę przyznać, że na miejscu czeka nas pełen wypas. Otóż bowiem, drodzy państwo, Pałac Pelesz w Sinai jest – wybaczcie, że użyję tak mocnego słowa, ale zapewniam, że jest ono uzasadnione – absolutnie przepiękny!
Serio, w życiu bym nie przypuszczał.
Warto tu przyjechać nawet wtedy, gdy jest nieczynne. Ba, może właśnie wtedy najbardziej warto, bo można sobie w spokoju pochodzić po wspaniałym i prawie pustym parku. Ten jest bowiem przecudnie (matko, nawet nie wiedziałem, że znam takie słowo) położony i idealnie nadaje się do zachwytów nad oszałamiającym przepychem fasady letniej rezydencji rumuńskich królów.
Ponieważ zaczynam używać przesadnie barokowego języka, kilka zdjęć na uspokojenie:
Czy warto wchodzić do środka?
Tego oczywiście nie wiem, bo tam nie byłem. Generalnie nie jestem przesadnym zwolennikiem zwiedzania pałaców od środka, zwykle najwięcej oferują one bowiem z zewnątrz. Zamek Peleş w Sinai może jednak być w tej materii chlubnym wyjątkiem.
Warto wiedzieć: Pałac Peles jest wśród miejscowych jeszcze bardziej popularny, niż słynny Zamek Drakuli w Bran. W Branie byłem i widziałem tamtejsze tłumy, wolę więc sobie nie wyobrażać, jak to wygląda w przypadku perły Wołoszczyzny.
Ceny biletów
Wejście do środka jest niestety dosyć drogie. Aby nie być gołosłownym, oto jak przedstawiają się ceny:
- Dorośli (parter): 40 lei
- Dzieci (parter): 10 lei
- Seniorzy (parter): 20 lei
- Dorośli (parter+piętro): 80 lei
- Dzieci (parter + piętro): 20 lei
- Seniorzy (parter + piętro): 40 lei
- Fotografowanie w środku (bez lampy): 35 lei
- Filmowanie w środku: 60 lei
Jak widać, autorzy cennika nie biorą jeńców 😉 Zwróćcie uwagę, że zdjęcia w środku można robić tylko za dodatkową opłatą (nie tak wcale niską).
Lekkie zdzierstwo, czyż nie?
Oprócz tego, na okienku kasowym widniała informacja, że płatności przyjmowane są wyłącznie gotówką w lokalnej walucie (dla przypomnienia: w Rumunii walutą jest lej, którego stosunek do złotówki wynosi mniej więcej 1:1). Nie wiem, czy była to chwilowa awaria terminala płatniczego, czy też takie tam panują zwyczaje. Na szczęście całkiem niedaleko stał bankomat.
Tak czy inaczej, w sezonie są tu całkiem niezłe kolejki. Jeśli nie chcesz marnować czasu, to bilet da się kupić z wyprzedzeniem.
Godziny otwarcia
Tak czy inaczej, jeżeli chcecie wejść do środka, to pamiętajcie, żeby sprawdzić, czy pałac jest dostępny dla zwiedzających. Zamknięty jest zawsze w poniedziałki, a poza sezonem również we wtorki. Dokładne godziny możecie sprawdzić w tym miejscu.
Warto mieć z tyłu głowy, że nie tylko pałac częściej bywa zamknięty, niż otwarty. To samo dotyczy bowiem parku…
Otóż chodziliśmy sobie po nim (tym parku) urzeczeni, aż nagle zaczepił nas strażnik i powiedział, że wypad z baru pałacu, bo już siedemnasta i zamykają.
Dziękowałem wtedy pokrętnemu losowi za to, że nie przetrzymał nas godzinę dłużej w korku, że nie zatrzymaliśmy się wcześniej na obiad, że po drodze nie przebiła nam się opona… W przeciwnym razie nie obejrzałby pan Koszmarny pałacu w Sianai i życie jego miałoby jeszcze mniej sensu, niż ma to miejsce obecnie.
Pałac Pelişor
Skoro ogród wokół głównego pałacu został zamknięty, udaliśmy się obczaić znajdujący się nieopodal Pałac Pelişor. Ten jest zdecydowanie mniej efektowny, ale i tak zrobiłem zdjęcie:
Gdzie zjeść w Sinai?
Po miłym spacerku, mój koszmarny żołądek dał znak-sygnał, że czas przysiąść na małe co nieco. Zatrzymaliśmy się więc na małe co nieco w restauracji przy hotelu Bastion. Z jednej strony dlatego, że zostawiliśmy samochód na ich parkingu i czuliśmy się nieco zobowiązani, a z drugiej po prostu nie mieliśmy zbyt wielu innych opcji 😉
Ostatecznie nie żałuję, gdyż jedzenie było, jak na rumuńską średnią, całkiem znośne. Acz niestety, zdecydowanie nie najtańsze. Za obiad dla 4-osobowej rodziny (z napojami) zapłaciliśmy bowiem 133 leje.
Czy warto zobaczyć Pałac Peles w Sinai?
No cóż. Jeżeli pan Koszmarny jest zadowolony z faktu, że stracił w korku kilka godzin z życia, tylko po to, aby zobaczyć z zewnątrz jakiś budynek, to…
Odpowiedź może być tylko jedna: warto jak cholera!
Pałac Peles to perełka nie tylko Wołoszczyzny, ale całej Rumunii. Fantastyczna budowla, którą zdecydowanie polecam zwiedzić. Choćby nawet z zewnątrz.
Jeżeli chodzi o inne atrakcje, jakie oferuje Sinaia, to niestety nie potrafię zbyt wiele powiedzieć. Wiem tylko, że znajduje się tam monastyr, a z tamtejszej stacji można podjechać kolejką gondolową w góry i urządzić sobie mały trekking. Korzystał ktoś?
Zadeptanie: 6/6
Opinia ogólna: cudów nie ma, a jeśli są to właśnie w Siani.
Podobnie jak Ty nie jestem wielką fanką zwiedzania pałacowych wnętrz więc nawet w poniedziałek wróciłabym z Sinai zachwycona. Bo budowla bardzo mi się podoba, wygląda swojsko jak na pałac, nie ocieka złotem i jest przecudnie położona.
Ciekawe co ma do powiedzenia Żona w temacie najlepszej życiowej decyzji ever? ha ha ha
Boję się pytać 😉
Pięknie, bardzo pięknie 🙂 zapisuje to miejsce ma listę, choc nie wiem czy dane nam będzie jeszcze podróżować…
Powiało grozą 😉 Mam nadzieję, że aż tak źle nie będzie. Dzięki za wizytę i pozdrawiam!
Z tego co pamiętam to też trafiłem na zamknięty pałac. Ale wnętrza podobno są warte zwiedzenia!
Wnętrza pałacowe są przepiękne, polecam je zobaczyć. Połączenie ciemnego mahoniowego koloru drewna z wyrafinowanymi detalami wystroju sal pałacu robi niesamowite wrażenie. Warto zapłacić za pozwolenie fotografowania, bo trudno zapamiętać wszystkie detale. 🙂
Panie Koszmarny, czytałam Pana artykuł z wielkim zainteresowaniem zwłaszcza, że sama też byłam w zamku Peles, również w środku i chciałam przekonać się czy moje zauroczenie tym zamkiem nie było odosobnione. Zapewniam że wewnątrz jest również przepięknie a może i piękniej niż na zewnatrz. Nadmienię tylko że jest tam rozsuwany sufit wykonany z kolorowych witraży co zważywszy na datę budowy zamku było nie lada prekursorskim rozwiązaniem. Jak ten sufit był rozsuwany ( chyba na korbkę ) to juz nie dopytałam, a szkoda. Dziękuje za przypomnienie tej wycieczki, zresztą cała Rumunia mnie urzekła i była dla mnie mega pozytywnym zaskoczeniem . Uwielbiam Pana styl pisania i czekam na nastepne atyukuły.
Bardzo dziękuję za przemiły komentarz! Sufit na korbkę brzmi wybornie, koniecznie muszę wrócić do Sinai i go zobaczyć 🙂
Nie wiedza co stracili, ci którzy nie weszli do środka. Z zewnatrz to dopiero przedsmak, natomiast wewnątrz- nigdzie jeszcze nei widziałem tak wspaniałych wnętrz!
Donoszę, że tłumy nadal są, ale warto to przełknąć. Widzieliśmy wewnątrz tylko parter, a naprawdę szczęki ciągle mieliśmy na podłodze. Obecnie można płacić kartą. Korki na dojeździe/ wyjeździe w środku tygodnia też były, ale na szczęście nie 2-godzinne 🙂