Do Lagos pojechaliśmy nie wiadomo po co. To znaczy, trochę wiadomo, bo chcieliśmy zobaczyć klify Ponta da Piedade. Wprawdzie pan Koszmarny mocno kwestionował sensowność oglądania kolejnych klifów (serio – będąc w Algarve, ogląda się ich tyle, że mogą wyjść bokiem), ale pani Żon była nieugięta. I co? I nawet dobrze się stało! Lagos okazało się bowiem całkiem znośne, a Ponta da Piedade to już nawet nie ma co mówić, bo sam cud, miód i orzeszki. Czyli wszystko, co z czego Portugalia słynie 😉
Zapraszam!
Spis treści
Lagos – zwiedzanie miasta
Samo miasteczko ma historię tyleż długą, co średnio interesującą. Zostało założone przez Celtów lub Kartagińczyków dosyć dawno temu, bo (pi razy oko) w pierwszym tysiącleciu przed naszą erą. Potem przechodziło kilkukrotnie z rąk do rąk. I tak Lagos zdobywali kolejno Rzymianie, Wizygoci oraz Maurowie, aż ostatecznie, w połowie XIII wieku, zajął je król Portugalii o dźwięcznym i cokolwiek dwuznacznym przydomku Alfons III.
W XV wieku miasto pełniło funkcję ważnego portu. Wypływały stąd liczne wyprawy wzdłuż brzegów Afryki, których inspiratorem był Henryk Żeglarz, a celem znalezienie morskiej drogi do Indii. Moment ten zwykle nazywa się początkiem ery portugalskiego kolonializmu.
W 1444 roku otwarto w Lagos niesławny targ niewolników. Przez pewien czas było to największe centrum handlu ludźmi w Europie, ale po śmierci Henryka Żeglarza, ów haniebny proceder został w dużej mierze przeniesiony do Lizbony. Zainteresowanych tematem niewolnictwa w Portugalii, mogę odesłać do tego tekstu.
A dla całej reszty kolejne zdjęcie:
Obecnie Lagos to jeden z głównych ośrodków turystycznych regionu Algarve. Przez miasto przelewają się tłumy turystów, którzy przysiadają w rozlicznych knajpkach lub przystają pod straganami z chińskim badziewiem. Pod kątem zwiedzania, nie ma tu zbyt wiele interesujących miejsc. Ot, miasteczko jakich wiele.
Pisząc ten tekst, przez chwilę musiałem się wiec zastanowić, dlaczego moje wspomnienia z Lagos są w gruncie rzeczy pozytywne. Myślałem, myślałem i w końcu wymyśliłem! Otóż podobało mi się tam to, że duża część centrum wyłączona jest z ruchu samochodowego. Dzieci mogły więc w miarę swobodnie pobiegać, a pan Koszmarny mógł sobie przez chwilę porozmyślać o lepszym życiu.
Krótka rozmowa przy pokrzywach
Zanim to jednak nastąpiło, zmuszeni byliśmy znaleźć rozwiązanie jednego palącego problemu. Mianowicie: młodszemu dzieciokowi zachciało się siku.
Pech sprawił, że stało się to akurat wtedy, gdy znajdowaliśmy się w jakiejś bocznej uliczce, gdzie nie było żadnej knajpy, ani nawet przenośnej WC chatki. Ruszyliśmy więc chodnikiem w bliżej nieokreślonym kierunku, aż natrafiliśmy na przypadkowe zarośla. Wskazałem na nie palcem i rzekłem: tu, dziecioku drogi, możesz uczynić zadość swej potrzebie.
Wtedy do rozmowy włączyła się, do tej pory wyniośle obojętna, pani Żon. I zaraz na mnie naskoczyła, że jak to? Że tu ma sikać? Przecież to są pokrzywy! Przecież nasz mały, kochany i niewinny dzieciok nie może w nie wejść, gdyż od razu się niechybnie poparzy!
Wtedy odparłem, że to samo zdrowie, bo pokrzywy ogólnie dobrze działają na reumatyzm. Pani Żon złapała się za głowę i powiedziała, że w wieku dwóch lat nie ma co się przejmować reumatyzmem. Porażony słusznością jej myśli, postanowiłem zaatakować z flanki i stanąć na stanowisku, że to nawet nie są pokrzywy, tylko jasnota biała, która przecież nie parzy.
– Jasnota biała? – zapytała pani Żon – a może ciemnota czarna?
Na co ja: …
Dobra, suchy się robi ten dialog, więc czas chyba najwyższy, by przyznać, że nie miał on wcale miejsca 😉
Tak naprawdę, to staliśmy na chodniku i kłóciliśmy się, czy dziecko da radę oddać mocz w pokrzywach, czy też nie. A w czasie, gdy tak się kłóciliśmy, nasza kochana pociecha postanowiła wziąć sprawy w swoje małe rączki. Czyli ściągnęła spodenki i wypróżniła się centralnie na chodnik.
Tradycyjna portugalska wyrozumiałość
Pech sprawił, że wspomnianym chodnikiem szedł tyleż przypadkowy, co anonimowy Portugalczyk. Przystanął na chwilę z miną nieokreśloną: ni to uśmiechniętą, ni zniesmaczoną. Głupio mi się trochę zrobiło, więc tę jego minę odwzorowałem na swojej twarzy i zacząłem tłumaczyć nieśmiało, że wie pan, ach te dzieci, bąbelki kochane.
On wtedy wyburczał kilka słów pod nosem, z których zrozumiałem tylko tyle, że fakin turist. Pozwólcie, że zamiast komentarza, uczczę tę wiekopomną chwilę kilkoma zdjęciami z Lagos:
Praia do Pinhao
Po pobieżnym zwiedzeniu miasteczka, postanowiliśmy pomęczyć się wypocząć trochę na słońcu. Pomijając kompletnie nieatrakcyjną widokowo (i mocno zatłoczoną) plażę miejską, najbliższa piaszczysta plaża nazywa się Praia do Pinhao.
Bez problemu można do niej dojść na piechotę z centrum Lagos , co też – w pocie czoła – uczyniliśmy.
Droga zajęła nam około piętnastu minut, co niestety wystarczyło, żeby dzieciok zasnął w wózku. Oczywiście nie zamierzaliśmy go budzić, bo przecież na wakacjach nie ma nic gorszego, niż dziecko, które się właśnie obudziło. Ustaliliśmy więc, że na plażę zejdzie sama pani Żon, ja zaś poczekam w ustronnym miejscu (dla dociekliwych: tak, tam też były pokrzywy).
W związku z tym, jakość poniższych fotografii z Praia do Pinhao nieco odbiega od jakości pozostałych zdjęć na moim blogu. Opinie, czy odbiega w stronę lepszą, czy też gorszą, pozostawiam w gestii szanownych czytelników.
Ponta da Piedade – klif nad klify
Po obudzeniu się dziecioka, przyszedł czas, by wyruszyć na słynne Ponta da Piedade (polska nazwa: Przylądek Miłosierdzia). Jest to typowy dla regionu Algarve zestaw formacji skalnych typu klifowego, które sięgają do 20 metrów wysokości i są tyleż ładne, co różnorodne.
Jeżeli ktoś jest obeznany z tematem południowej Portugalii, to zapewne zauważa duże podobieństwo Ponta da Piedade i Praia de Marinha. Od siebie dodam, że wspomniane podobieństwo jest tak niezaprzeczalne, że radzę od razu podpisywać fotografie, bo po jakimś czasie te dwa miejsca na pewno zaczną się wam mylić 😉
Uwaga na marginesie! Nie wiem, czy to ze względu na nazwę Przylądek Miłosierdzia, ale oglądanie tych wszystkich cudów natury jest darmowe. A nie wszystko takie jest, o czym możesz przekonać się sprawdzając ceny w Portugalii.
Jeżeli miałbym podsumować całość jednym zdaniem, to powiedziałbym, że przylądek Ponta da Piedade jest prawdopodobnie najlepszym punktem widokowym w całym Algarve. Naprawdę, warto zobaczyć to miejsce na własne oczy.
Praia do Camilo
Po odbębnieniu widoków, przyszedł czas na kolejną plażę. Żeby już za daleko nie jeździć, postanowiliśmy udać się na położoną nieopodal Praia do Camilo, która – patrzcie jaki szczęśliwy traf – okazała się jakby piękna. Niestety, aby owo piękno zobaczyć, najpierw trzeba było zejść po długich schodach.
A wiecie z czym mamy do czynienia, gdy dwuletnie dziecko dodamy do długich schodów? Otóż wtedy następuje przedziwne zjawisko, które potocznie nazywa się „dwadzieścia minut w plecy”.
Niekończące się schody
Schodzić z dzieckiem mogłem zarówno ja, jak i pani Żon, ale tak się złożyło, że ta druga miała lepszy refleks i prędko zbiegła na dół. W takiej sytuacji, nie pozostało mi nic innego, jak chwycić byka za rogi mojego dwuletniego dziecioka za rączkę i po prostu dać sobie radę.
Schodzenie z dwulatkiem po schodach przypomina trochę jedzenie wieloryba – zarówno jedną, jak i drugą rzecz, robić trzeba po kawałeczku. Niespiesznie i na luzie.
Schodziliśmy więc sobie powolutku, schodek po schodku. Po drodze mijali nas przeróżni ludzie: rozśpiewani imprezowicze z butelkami wina w dłoniach, młoda zakochana para, rodzina z nastoletnimi dziećmi, niemieccy emeryci… Wszyscy przystawali na chwilę, pokazywali nas palcami i mówili: patrzcie, taki mały bobas, a jak żwawo schodzi.
Potem wyprzedzali nas, bo żwawy chód dwulatka po schodach, to podręcznikowy oksymoron. A my szliśmy.
Schodek po schodku.
Plaża w cieniu zachodzącego słońca
Po kilku minutach, ponownie minęła nas rodzina z nastoletnimi dziećmi oraz niemieccy emeryci. I jedni, i drudzy wchodzili już na górę, bo zdążyli zobaczyć to, co na Praia do Camilo było do zobaczenia. Następnie przyszła pora na grupkę rozśpiewanych imprezowiczów (w dłoniach trzymali tym razem puste butelki). Młoda zakochana para zabawiła na dole trochę dłużej, co skłania mnie do postawienia tezy, że całkiem prawdopodobnym jest, iż za dwa-trzy lata, to oni będą mieli problem z pokonaniem podobnych schodów.
A my dalej szliśmy.
Schodek po schodku.
Aż nagle dotarliśmy na miejsce. Pani Żon od razu nas zauważyła i podbiegła niczym zwinna antylopa, ze słowami: no co tak długo?! A potem jeszcze: słońce właśnie zaszło, żałuj koszmarny, ty blogerze nieporadny, bo pięć minut temu byś zrobił takie super zdjęcia plaży do Camilo, że hej.
Niestety, zamiast super zdjęć, mam tylko to, co poniżej:
Tak czy inaczej, mogę poinformować, że sama plaża jest naprawdę bardzo ładna. Oczywiście nie wiem, jak wygląda w pełnym słońcu, ale przynajmniej w cieniu gwarantuję najwyższą jakość 😉
Podsumowanie (zamiast Praia Dona Ana)
Kolejną plażą, którą zalicza się zwykle do najpiękniejszych w okolicach Lagos, jest Praia Dona Ana. Z chęcią napisałbym o niej coś więcej, ale niestety jest to niemożliwe, gdyż po prostu tam nie byłem. Żebyście jednak sobie nie myśleli: wcale mnie to nie smuci! Trudno bowiem o lepszy pretekst do tego, by kiedyś jeszcze na Ponta da Piedade i tamtejsze plaże powrócić.
Bo chyba warto.
I tym pozytywnym akcentem, zakończę swoją (jakże pasjonującą) relację. Jeżeli macie jakieś uwagi, to dajcie znać w komentarzu. A jeżeli żadnych nie macie, to po prostu udostępnijcie ten wpis w swoich mediach społecznościowych. Zachęcam również do zapoznania się z tekstem poświęconym wypożyczaniu samochodów w Portugalii, bo ponieważ go napisałem 😉
Algarve jest obłędne! W zeszłym roku po raz pierwszy byłam w Portugalii i tak mi się spodobało, że tydzień po powrocie do domu kupiłam bilety na październik do Faro, bo zawsze marzyłam o wybrzeżu Algarve. Mam to szczęście, że widziałam w życiu sporo ale Algarve dostarczyło nam takich widoków, że dla mnie znajduje się bardzo wysoko na liście najpiękniejszych europejskich wybrzeży.
To może nadwyrężyć moją reputację, ale niestety muszę się zgodzić 😉 Dzięki za wizytę i komentarz. Pozdrawiam!
Wielka szkoda, że nie wybrałeś się kawałek za Ponta da Piedade. Po spacerze klifami na zachód można trafić na Canavial, mniejszą i znacznie mniej zatłoczoną niż dona Ana. Polecam na kolejny pobyt:)
Dzięki za info, zapamiętam na przyszłość 🙂
Koszmarne wakacje ? tytuł bloga jest lekko odstraszajacy ale wejść warto ! Niesamowite fotki z podróży, szczególnie na mnie robią wrażenie te zdjęcia klifów z Ponta de Piedade. Portugalia. Gruzja i Chorwacja to moje cele na następne wakacje , po tym wpisie wiadomo kto jest liderem 🙂
Koszmarne to od nazwiska, bo Koszmarny jestem 😉 Dzięki za komentarz!
Piękne miejsce! Widać już samych zdjęciach. Bardzo brakuje mi tego gorącego słońca . Czekam z niecierpliwością kiedy będzie można swobodnie odbyć taką podróż, ponieważ miejsc zbiera mi się coraz więcej tylko nie ma możliwości podróżować. Pozdrawiam serdecznie 😉
Może w przyszłym roku już będzie normalnie, dzięki za komentarz. I również pozdrawiam 🙂
W jakim miejscu dokładnie zaczyna się szlak Ponta de Piedade?
Wydaje mi się, że da się iść od Praia do Pinhao, ale ręki sobie za to uciąć nie dam. Byliśmy z wózkiem, więc nie próbowałem 😉