Wulkan błotny nie jest czymś, co można spotkać na każdym rogu ulicy. Mówiąc wprost, jest to zjawisko wyjątkowo rzadkie. Może więc nieco dziwić, że wulkany błotne w Rumunii, nie są zbyt intensywnie obleganą atrakcją. Czy wynika to z faktu, że Berca leży na uboczu głównych szlaków turystycznych? A może po prostu błoto jest już passe? W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania, pan Koszmarny postanowił poświęcić jedno popołudnie i zobaczyć wulkany na własne oczy.

Chcesz wiedzieć, czy była to dobra decyzja? To czytaj dalej 🙂

Co to jest wulkan błotny?

Wulkan błotny to niewielkie wzniesienie w kształcie stożka lub płaskiej kopuły z kraterem. Powstaje w miejscu wydobywania się na powierzchnię błotnistej mieszaniny wody, piasku i iłu. Pomimo zbieżności nazwy, wulkany błotne nie mają wiele wspólnego z typowymi wulkanami lawowymi.

Oto fotografia poglądowa:

Wulkan błotny
Wulkan błotny – modelowy przykład

Pewnie niewiele jest rzeczy, które interesowałyby cię mniej, niż to, skąd się wzięły wulkany w rumuńskiej Berce, lecz i tak powiem, że powstały one w wyniku erupcji gazu ziemnego. Żaden ze mnie spec od geologii, ale z tego co słyszałem, cały proces można streścić w czterech punktach:

  1. Znajdujący się na dużych głębokościach gaz podnosi się w kierunku powierzchni ziemi.
  2. Napotka na swojej drodze wody podziemne i robi coś specyficznego, co można określić jako…
  3. Bum! Miesza się z wodą 🙂
  4. A potem jeszcze z piaskiem, iłem i innymi syfami.

Podsumowując: nie ma to nic wspólnego z procesami wulkanicznymi, które prowadzą do powstania tradycyjnych wulkanów lawowych. Dla pewności dodam, że z wulkanizacją, gdzie co roku zmieniasz opony na letnie, również nie 😉

Vulcanii Noroioși Pâclele Mari

Rumuńskie wulkany błotne znajdują się w okolicy wsi Pâclele w gminie Berca (okręg Buzău) na południowym stoku Karpat. Mieszczą się na trzech obszarach: Pâclele Mari, Pâclele Mici i Fierbatori.

Największy jest kompleks Pâclele Mari i tam właśnie udał się pan Koszmarny.

Wulkany Błotne w Rumunii
Wulkany błotne w Rumunii.

Dojazd

Zwiedzanie wulkanów zaplanowaliśmy w drodze do Braszowa. Jechaliśmy tam, wciąż znajdując się pod wpływem ciężkiego szoku, jaki wywołała na nas wizyta nad Morzem Czarnym. Po minięciu Buzau (ciekawostka: mają tam hollywoodzki napis na wzgórzu, podobny do tych w Braszowie i Rasnowie), dojechaliśmy do Bercy, gdzie trzeba już było zjechać z głównej drogi.

Wtedy krajobraz zrobił się nieco przyjemniejszy:

Krajobrazy w Rumunii
Trasa z Bercy do Paclele,.

Obserwację widoków za oknem, przerywały co i rusz lokalne dzieciaki, które wyskakiwały na jezdnię, by sprzedać nam woreczki z dziwnymi kulkami w środku. Może były to owoce, a może narkotyki – tego nie wiem, gdyż się nie zatrzymałem. Po owocach można mieć bowiem wzdęcia, a narkotyki to pan Koszmarny woli kupować z zaufanych źródeł zażywasz – przegrywasz.

Droga prowadząca do wulkanów jest dosyć wąska, ale asfaltowa, więc dojechanie samochodem osobowym nie stanowi żadnego problemu.

Wreszcie dotarliśmy do parkingu. Ten był duży, prawie pusty i kosztował podobno 5 RON. Użyłem słowa podobno, gdyż tak głosił napis na zamkniętej budce poboru opłat. Ponieważ nie było nikogo, kto przyjąłby zapłatę, zostaliśmy zmuszeni pozostawić samochód za darmo.

Przełknąwszy jakoś tę niedogodność, przeszliśmy na drugą stronę ulicy, gdzie znajduje się wejście na teren parku. Tu już musieliśmy kupić bilety, ale okazało się, że wulkany błotne to niskobudżetowa atrakcja – za rodzinę 2+2 zapłaciliśmy około 10 RON (~10 zł).

Błoto wylewające się z wulkanu
Turyści oglądający wulkan – zdjęcie wykadrowane tak, aby wydawało się, że są dzikie tłumy.

Oprócz tego, że było tanio, zdziwiła nas też stosunkowo niewielka liczba turystów. Biorąc pod uwagę fakt, że rumuńskie wulkany błotne zwiedzaliśmy w połowie lipca (czyli, jakby nie było, w środku sezonu) można uznać, iż nie jest to najczęściej odwiedzane miejsce pod słońcem.

Czy słusznie?

O tym się przekonacie z dalszej części mojego tekstu. Dla zaostrzenia apetytów, powiem tylko, że nie. Niesłusznie.

Na marginesie! Wybierasz się do ojczyzny hrabiego Drakuli? To polecam mój ostatni tekst, z którego dowiesz się, co warto zobaczyć w Rumunii.

Zwiedzanie wulkanów

Chodzenie pomiędzy wulkanami okazało się całkiem przyjemne. Słońce ładnie świeciło, wiaterek lekko powiewał, a błoto sobie bulgotało. O, na przykład tak:

Wulkany błotne, Rumunia
Bąblujące błoto.

Za delikatną niedogodność uznałem fakt, że na terenie parku nie można palić papierosów. Nie żebym sam palił (bo nie paliłem, tylko rzucałem ;), no ale wiadomo, że z cigarkiem się znacznie lepiej kontempluje.

Berca, Rumunia
Miejsce atrakcyjne pod kątem sesji zdjęciowych.

Wulkany z dziećmi

I tak sobie chodziliśmy między wulkanami, aż tu nagle dziecko mi zapłakało. Odwróciłem się na pięcie (żebyśmy się dobrze zrozumieli: na pięcie, ale w stronę dziecka) i co zobaczyłem? Ano zobaczyłem, że dzieciok wlazł w błoto. Patrzę na pani Żon, a tam panika w oczach i głosie. Słyszę jak mówi: musimy coś z tym zrobić, wytrzyj to jakoś.

Na marginesie, jest to klasyczny sposób załatwiania problemów przez panią Żon. Najpierw ochoczo diagnozuje problem, po czym zrzuca odpowiedzialność za rozwiązanie na mnie 🙂

W każdym razie, odpowiedziałem że zaraz. Spokojnie, przecież jestem pan bloger. Weź mi przytrzymaj trochę dziecko, a ja zrobię zdjęcie do wpisu. Pani Żon o dziwo się zgodziła, dzięki czemu mogę udowodnić, że wspomniana sytuacja naprawdę miała miejsce:

Błoto w Rumuniii
Bycie dzieckiem blogera to nie jest bułka z masłem.

Tuż po zrobieniu powyższego zdjęcia, odsunąłem się nieco na bok. Chciałem po prostu sprawdzić czy dobrze wyszło, a przy dzieciach się nie mogę skupić. I wiecie co się wtedy stało? Oczywiście sam wlazłem w błoto.

Z późniejszej relacji pani Żon wynika, że zaproponowała, abym podniósł nogę, to ona mi zrobi zdjęcie ubłoconego buta na bloga. Podobno odpowiedziałem słowami, których tu przytoczyć nie wypada. Generalnie nie chciałem współpracować.

Wulkany błotne w Berce
Vulcanii Noroioși Pâclele Mari – tak bym to nazwał, gdybym znał rumuński.

To tyle, jeśli chodzi o przygody związane z błotem świeżym. Paclele Mari ma w swojej ofercie również błoto zaschnięte. Zbierane od lat, zdążyło utworzyć liczne kaniony, które razem tworzą krajobraz niemal kosmiczny. Czy też księżycowy. Całość jest wprost stworzona do tego, by nie jeździć po nich dziecięcym wózkiem. Jak sądzę, zaprojektował je zjednoczony syndykat moich zaprzysięgłych wrogów.

Berca, a konkretnie Pâclele

Po przeżyciu zwiedzania wulkanów, udaliśmy się do jedynej knajpki we wsi.

Było to niezwykle intrygujące miejsce, które można opisać jako połączenie gieesu z barem mlecznym. Nikt z obsługi nie mówił tam po angielsku… zaraz, zaraz! Nikt? Nie! Była jedna – może dziesięcioletnia – dziewczynka, która znała kilka – może dziesięć? – słów i pomagała w obsłudze obcojęzycznych turystów 🙂

W knajpce zamówiłem sobie mamałygę. To tradycyjne rumuńskie danie, które smakuje mniej więcej tak, jak brzmi jego nazwa.

No ale zjadłem.

A po zjedzeniu odwiedziłem jeszcze toaletę, której stan higieniczny pozostawiał na tyle dużo do życzenia, że aż mam chęć poświęcić mu oddzielny akapit opatrzony stosowną fotografią. Ponieważ jednak możesz być, drogi czytelniku, przed obiadem, to ograniczę się do krótkiej przestrogi: potrzeby załatw w domu!

Rumunia, Paclele Mari
Zamiast zdjęcia toalety – płynąca lawa… tfu, płynące błoto prosto z wulkanu.

Informacje praktyczne

  • Czas zwiedzania – da się obskoczyć w kwadrans, można też pochodzić ze dwie godziny.
  • Wulkany nie są dostępne dla zwiedzających w deszczowe dni. To znaczy, jak lekko kropi to można chodzić tylko po wyznaczonych szlakach, z których nic nie widać. Lepiej jedźcie tam, jak świeci słońce.
  • W lato może tu być gorąco – weź czapkę, bo nie ma gdzie się schować przed słońcem. Obuwie obojętne (może daruj sobie tylko szpilki 😉
  • Po terenie parku można poruszać się z wózkiem dziecięcym (przetestowane na własnym dziecku 😉 ). Nie jest to może super wygodne, nie wszędzie da się dojechać, ale można.
  • Droga do Paclele jest asfaltowa. Bez problemu da się dojechać zwykłym samochodem osobowym.
  • Miłośnicy spania pod gołym niebem, powinni znaleźć w okolicy miejsce na rozbicie swojego namiotu na dziko.

Ceny biletów

Aby wejść na teren wulkanów błotnych trzeba sięgnąć do sakiewki. Na szczęście jest to niskobudżetowa atrakcja. Ceny przedstawiają się następująco (1 RON ~ 1 PLN) :

  • Dorośli – 4 RON
  • Studenci – 2 RON
  • Dzieci – 1 RON

Cena parkingu to 5 RON (o ile będzie ktoś, kto pobierze opłatę).

Cena biletów
Cennik wejścia do parku

Nie tylko Rumunia

Choć wulkany błotne to dosyć rzadkie zjawisko, można trafić na nie również w innych częściach świata. Najwięcej jest w Azerbejdżanie na półwyspie Apszerońskim, ale trochę znajduje się też w popularnej turystycznie Gruzji.

Jeden z najaktywniejszych wulkanów w Azerbejdżanie nazywa się Lökbatan, co można przetłumaczyć jako „miejsce, w którym utknął wielbłąd”. Gdybym znał azerski, to zaproponowałbym zmianę nazwy na „miejsce, w którym wielbłąd zapadł się pod ziemię, ale wciąż puszcza bąki” 😉

Oprócz tego występują na półwyspie krymskim, w Iranie, Iraku, w Stanach Zjednoczonych (park Yellowstone).

Mały wulkan błotny
Malutki wulkan… albo kałuża, już sam nie wiem.

Ciekawostki o wulkanach

Lubię słowo ciekawostki, gdyż można nim określić informacje, które nigdzie indziej nie pasują. A więc:

  • Od 1924 rumuńskie wulkany znajdują się pod ochroną jako rezerwat przyrody. Są to największe wulkany błotne w Europie.
  • Największa erupcja została zaobserwowana 1976, kiedy to błoto wyrzucane było na metr wysokości przez całą dobę. Jak się pewnie domyślacie, nie mam zdjęć z tego okresu, gdyż w latach siedemdziesiątych nie było mnie w Berce (ani nawet na świecie).
  • W trosce o bezpieczeństwo, na Paclele Mari ustawiono cokolwiek zabawne tabliczki informacyjne. Informują one o mieszkających w wulkanach smokach, które nie lubią, gdy im ktoś przeszkadza.
  • A właśnie, skoro mowa o bezpieczeństwie. Do kraterów oczywiście nie wolno wskakiwać. I nawet nie dlatego, że ktoś nam zabrania lub szkoda nam brudzić ubrań. Otóż nie powinno się tego robić, bo zwykle kończy się to bolesną śmiercią.
  • Rąk też nie moczcie w błocie, bo wydobywający się przy okazji gaz może być żrący. Jeżeli naprawdę czujecie taką potrzebę, to w knajpie obok na pewno znajdzie się jakaś pasująca breja.
Wulkan Błotny, Berca
Wulkan i niebo, czyli przyroda z gatunku niepowtarzalnych

Czy warto zobaczyć to miejsce?

Tak. Szczególnie jeśli lubisz obserwować zjawiska nietypowe, to powinieneś się do Berki wybrać. Nie ma co się spodziewać nagłego urwania bioder, ale wulkany błotne swój urok mają.

Więc nawet je polecam. Pomimo tego, że nie są super widowiskowe i leżą na konkretnym zadupiu.

Ostateczna rekomendacja: pani Żon się podobało!

Wulkany błotne w Berce
Miodność: 5-/6
Zadeptanie: 2/6
Opinia ogólna: warto zobaczyć ze względu na unikalność zjawiska.

No i to było na tyle. Jeżeli masz jakieś pytania, to zadaj je w komentarzu. A jeżeli żadnych nie masz, to możesz podzielić się tym tekstem ze znajomymi lub na przykład postawić mi kawę (choć wolałbym piwo). Możesz też nic nie robić, ale – jak to mawiała moja babcia – w ten sposób za daleko nie zajdziesz 😉

PS Żadne dziecko nie ucierpiało podczas tworzenia tego materiału!

[mailerlite_form form_id=2]

pankoszmarny

pankoszmarny - człowiek widmo, człowiek orkiestra. podróżnik, mąż, ojciec, póki co jeszcze nie dziad. podróże traktuje jako zło konieczne, co nie przeszkadza mu być niezastąpionym drogowskazem dla zagubionych duszyczek. blog podróżniczy koszmarnewakacje.pl to jego konik, pasja oraz szaleństwo w jednym.

7 komentarzy

  1. Magda pisze:

    Byliśmy tam prawie 10 lat temu i jedynymi turystami oprócz naszej dwójki była czteroosobowa rodzina z Polski. Wtedy niezbyt często spotykało się Polaków w Rumunii więc byliśmy bardzo zdziwieni. Ale okazało się, że wszyscy korzystali z tego samego przewodnika po Rumunii😁

    • pankoszmarny pisze:

      Ha! Teraz jest tam nieco więcej turystów, ale wciąż niewielu. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! 🙂

  2. Urszula pisze:

    Rekomendacja wulkanów świetna. Dziękujemy i na Twoją odpowiedzialność będzie to punkt naszego kamperowego objazdu Rumunii. Zachęceni do zabierania tam dzieci bierzemy również wnuka, który jest zachwycony tym odkryciem. Lubi miejsca nietypowe i ciekawostki. Jak dziadkowie…

  3. Dorota pisze:

    O byliśmy 3 dni temu i mieliśmy nie lada przerażająca atrakcje a mianowicie jeden z ciekawskich turystów wpadł do wulkanu,ledwo co go wyciągnęli za nogi,widok był ……pan się conajmniej godzinę mył i w slipkach odjechał do domu

  4. Anna Miernik pisze:

    Super tekst , świetnie opisane atrakcje- prawie to widzę:) Właśnie jedziemy doświadczyć tych emocji- jedziemy kamperem, mamy jeszcze ok 50 km. Dzięki wielkie za info i doskonały tekst. Będziemy zaglądać ma bloga. Pozdrawiam ))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *