Rumunia to fantastyczne miejsce na mapie Europy. Jest na tyle blisko, że można wybrać się tam na zwiedzanie własnym autem. I jednocześnie na tyle tanio, że nie trzeba w tym celu sprzedawać nerki. Dziś przedstawię gotowy plan podróży, który pozwoli ci zwiedzić Rumunię w tydzień lub dwa tygodnie. Dorzucę też kilka porad, jak poruszać się po tym kraju samochodem oraz gdzie się zatrzymać na nocleg.

Krótko mówiąc: będzie prawie wszystko, co warto wiedzieć organizując wakacje w Rumunii na własną rękę. Zapraszam!

Rumunia na własną rękę

Rumunia to dosyć sympatyczny kraj pod kątem organizowania wakacji samodzielnie. Jest w miarę tanio, czasem bywa przaśnie, ale na pewno ciężko się nudzić.

Atrakcje przyrodnicze Rumunii
Rumunia (okoliczności przyrody na zachętę)

Do Rumunii możesz dotrzeć zarówno samolotem, jak i własnym samochodem. Zaletą własnego auta jest na pewno większa swoboda. Wadą może być czas dojazdu z Polski. W moim przypadku, podróż do Sapanty trwała około 13 godzin (bez większych przerw). Nieco szybciej udało się wrócić: z miasta Oradea jechałem się poniżej 12 godzin.

Szybciej dolecicie do Rumunii samolotem. Z Polski dostępne są bezpośrednie loty do takich miast, jak: Bukareszt, Kluż Napoka, Konstanca. W przypadku wyboru opcji powietrznej, na miejscu warto wynająć samochód. Tutejsze wypożyczalnie nie są drogie, a zdecydowanie ułatwiają życie (tu możesz porównać ceny wynajmu).

Kiedy jechać do Rumunii?

Klimat Rumunii jest podobny do tego, co mamy w Polsce. Lato jest ciepłe, ale bez tropikalnych temperatur, więc da się sprawnie funkcjonować. Osobiście, za najlepszy czas na zwiedzanie Rumunii uznaję środek sezonu turystycznego (czyli lipiec i sierpień). Dlaczego?

  • Mam dzieci, więc muszę dostosowywać się choć odrobinę do ich wakacji.
  • Rumunia nie jest jeszcze super popularnym kierunkiem turystycznym, więc choć bywa tłoczno, to da się żyć.
  • Tylko w lipcu i sierpniu otwarta jest Trasa Transfogaraska.

Podsumowując: jeśli chcesz (lub musisz) wyjechać w środku sezonu turystycznego, to Rumunia dobrze się nadaje do tego celu.

Rynek w Braszowie, Rumunia
Rynek w Braszowie (Rumunia)

Rumunia w tydzień. Plan podróży

Tydzień to nie jest zbyt dużo na zwiedzanie Rumunii. W takim czasie właściwie można z grubsza objechać Transylwanię, może zahaczyć o Wesoły Cmentarz i kawałek Wołoszczyzny.

Poniżej przedstawiam moją luźną propozycję podróży, którą udało mi się nawet przetestować w praktyce. Oczywiście każdy ma swoje tempo, ale przyjmijmy, że plan jest dostosowany do podróżowania z balastem dziećmi.

Przerwa na autoreklamę! Więcej na temat atrakcji ojczyzny Draculi znajdziesz w tekście: co warto zobaczyć w Rumunii.

Dojazd (Dzień 0)

Naszą wycieczkę zaczynamy od dojazdu gdzieś w okolicę Sapanty w Maramuresz. To dobre miejsce na pierwszy nocleg po długiej podróży, gdyż jest swojsko, miło i – co najważniejsze – tanio 🙂

Moja koszmarność nocowała w Floare de Maramures, ale w okolicy jest wiele podobnych miejscówek, więc każdy znajdzie coś dla siebie.

Wesoły Cmentarz (Dzień 1)

Wstajemy z samego rana i ruszamy zobaczyć Wesoły Cmentarz w Sapancie. To absolutny must see całej Rumunii.

Ponieważ duża część wyjazdów zaczyna się w sobotę, macie dużą szansę, że Wesoły Cmentarz w Sapancie nawiedzicie w niedzielę rano. To dobrze z dwóch powodów:

  1. Wejście powinno być za darmo (więc zaoszczędzicie około 5 zeta na głowę 😉
  2. Jest szansa zobaczyć mieszkańców Maramureszu, jak w paradują w strojach ludowych w drodze na mszę.
Wesoły cmentarz w Sapancie
Wesoły cmentarz w Sapancie

Po ogarnięciu cmentarza wsiadamy szybciutko w auto, bo czeka nas niemal siedem godzin drogi. To długi dystans, warto go więc rozdzielić przynajmniej jednym przystankiem.

I tak możemy zatrzymać się na mały spacerek (połączony z z piknikiem) po przepięknym wąwozie Turda. Jeśli mamy dużo czasu, to alternatywnie możemy skoczyć do zjawiskowej Kopalni Soli, ale trzeba liczyć się z tym, że zajmie to przynajmniej kilka godzin (lepiej nie robić tego w weekend).

Alternatywą dla Turdy, może być Alba Iulia. Znajduje się tu Cytadela zaprojektowana na planie gwiazdy, która do gustu mi wprawdzie nie przypadła, ale ja to dziwny jestem. Warto rozważyć tę opcję, gdybyśmy Turdę chcieli zostawić na koniec wyjazdu.

Jak wszystko pójdzie dobrze i nie dopadnie nas po drodze żaden wampir, to wieczorem (raczej późniejszym) powinniśmy dotrzeć w okolice Hunedoary. Tam czeka na nas kolejny nocleg (ja spałem w pensjonacie Hanu lu Mos Opinca).

Proponuję wypić lampeczkę wina i zrelaksować się przed kolejnym dniem…

Zamek w Hunedoarze, Sybin (Dzień 2)

Dzień drugi zaczynamy od przebieżki… to znaczy ranek poświęcamy na zwiedzanie Zamku Korwina w Hunedoarze. To piękne miejsce i zdecydowanie nie polecam go omijać tylko dlatego, że leży nieco na uboczu głównych szlaków wycieczkowych.

Zamek w Hunedoarze
Zamek w Hunedoarze

Następnie wsiadamy w auto i jedziemy do miasta Sybin. W mojej ocenie nie jest to jakaś rewelacja, ale i tak nie mamy zbyt wielu lepszych opcji. Tu możemy zjeść obiad, pochodzić chwilę po starówce i… ponownie wsiąść do auta. Czekają nas bowiem jeszcze ze dwie godziny drogi do miasteczka Cîrţişoara, które znajduje się tuż przed malowniczą Trasą Transfogaraską. Po drodze warto zajrzeć do sklepiku, żeby kupić sobie coś na jutrzejszy piknik!

W Cîrţişoara proponuję zrobić nocleg. Ja spałem tam w pensjonacie Casa Floare de Colt, który nie dość, że tani, to jeszcze całkiem przyjemny.

Trasa Transfogaraska (Dzień 3)

Ile czasu zajmie nam Trasa Transfogaraska jest wielką niewiadomą. Mogą to być zarówno dwie, jak i osiem godzin. Aby zwiększyć swoje szanse na uniknięcie gigantycznych korków, proponuję wyruszyć jak najwcześniej rano.

Jadąc drogą Transfogarską oczywiście nie sposób zatrzymywać się w co ładniejszych punktach widokowych. Jeśli posłuchaliście mojej rady i dzień wcześniej kupiliście jedzenie, to warto też zrobić sobie gdzieś piknik.

Trasa Transfogaraska w Rumunii
Trasa Transfogaraska

Pod koniec trasy, możemy wspiąć się również na Zamek Poienari (tego prawdziwego Drakuli). W takiej sytuacji proponowałbym jeszcze przed wyjazdem sprawdzić, w jakich godzinach odbywają się tam wycieczki. Ze względu na grasujące niedźwiedzie, na zamek nie można wchodzić bez obstawy.

Po zjechaniu z Trasy Transfogaraskiej czekają nas jeszcze trzy godziny w samochodzie. Tyle bowiem zajmie dojazd do stolicy Rumunii (dla przypomnienia: to Bukareszt) lub do miasteczka Sinaia, gdzie znajduje się przepiękny Pałac Peles.

Sinaia, Busceni, Braszów (Dzień 4)

Jeżeli zajechaliśmy do Bukaresztu, to oglądamy tam drugi największy budynek świata i marnujemy cały dzień. Jeżeli natomiast wybraliśmy opcję Sinai, to z rana możemy ogarnąć zjawiskowy Pałac Peles.

Pałac Pelesz, Sinaia
Pałac Pelesz (Sinaia)

Około południa wszystkie drogi są przed nami otwarte. Osoby ceniące sobie ruch na świeżym powietrzu, mogą udać się na mały trekking po górach. Dobrym startem może być kolejka linowa w miejscowości Busteni, która podrzuci nas w okolice kompleksu skał Babele.

Jeśli pogoda nie dopisze, możemy olać góry i kontynuować zwiedzanie wytworów rąk ludzkich. W takim celu udajemy się w kierunku Braszowa, gdzie proponuję zrobić kolejny nocleg (tu możecie sprawdzić aktualne ceny).

Google Maps pokazuje, że pokonanie trasy Sinaia-Braszów zajmuje około półtorej godziny, ale może to być również – jak w moim przypadku –godzin pięć. Tak czy inaczej, wieczorem będziemy już w najsympatyczniejszym mieście Transylwanii…

Braszów, Rumunia
Braszów w Rumunii

Tu warto pospacerować po urokliwej starówce i wypić kilka browarków. Jeśli jeden będzie za zdrowie pana Koszmarnego, to dzień powinien być naprawdę udany 😉

Rasnow, Bran, Prejmer, Harman (Dzień 5)

W dzień numer pięć budzimy się rano i lepiej, abyśmy nie mieli kaca. Plan jest bowiem napięty, a zaczyna się wjazdu na górę Tampa, skąd rozpościera się całkiem piękny widok na Braszów:

Braszów, widok z Góry Tampa
Braszów z góry Tampa

Potem możemy podjechać do Rasnowa, żeby obejrzeć zamek chłopski (jeżeli podróżujemy z dziećmi, to pewnie nie odpuszczą wam również wizyty w Dino Parku) i do miejscowości Bran, gdzie znajduje się tyleż słynny, co oszukany Zamek Drakuli.

Oprócz tego, w okolicy Braszowa można obejrzeć kościoły warowne w Prejmer i Harman, iść do mauzoleum niedźwiedzi lub po prostu posmęcić się po mieście. Tak czy inaczej, dzień na pewno uda się zapełnić pod korek.

Zamek Drakuli w Bran, Transylwania
Zamek w Bran

Rupea, Viscri, Bunesti (Dzień 6)

Rano czas pożegnać się z Braszowem i wyjechać w kierunku następnego punktu naszego planu. Czyli do miasta Sighishoara. Trasa nie będzie długa, bo to zaledwie dwie godziny jazdy. Po drodze jest kilka miejsc wartych odwiedzania, więc spokojnie zejdzie przynajmniej pół dnia.

Pierwszy przystanek proponuję zrobić w miejscowości Rupea, gdzie znajduje się najfajniejszy rumuński zamek chłopski. Z drogi prezentuje się on tak:

Rupea, zamek w Rumunii
Rupea – zamek chłopski

Następnie warto udać się do Viscri. To tyleż przeurocza, co zabita dechami wiocha (z bardzo fajnym kościołem warownym na deser). Jeżeli kościoły warowne wam się spodobają, to macie jeszcze jeden po drodze w Bunesti, gdzie można zrobić trzeci przystanek.

Viscri, Rumunia
Wioska Viscri w Transylwanii

Późnym popołudniem lub nawet wieczorem powinniśmy dotrzeć do Sighishoary. To miasteczko wygląda wprawdzie lepiej na zdjęciach, niż w rzeczywistości, ale i tak warto się tam zatrzymać. Ja nocowałem w całkiem przyjemnym hoteliku Casa Cu Usi.

Sighisoara, Turda (Dzień 7)

Sighisoara, Rumunia
Sighisoara, która lepiej wygląda na zdjęciach (ale nie moich)

Siódmego dnia przypominamy sobie, że w Rumunii mieliśmy spędzić, czas więc kończyć naszą szaloną wyprawę.

Ranek proponuję poświęcić na zwiedzanie Sighisoary (jeżeli nie zdążyliśmy zrobić tego dnia szóstego) lub podjechanie do Turdy i ogarnięcie tamtejszej kopalni soli (o ile nie zdążyliśmy tego zrobić dnia pierwszego).

A jeżeli obie te rzeczy zrobiliśmy już wcześniej, to znaczy, że Szybki Lopez może nam buty czyścić 😉

Kopalnia soli w Turdzie
Kopalnia soli w Turdzie

Tak czy inaczej, czas powoli wracać do Polski. Po drodze ogarniamy sobie jeszcze jeden nocleg (pan Koszmarny zrobił to tu) i żegnamy się czule z Rumunią.

Rumunia w dwa tygodnie

Jeżeli mamy dwa tygodnie, to możemy sobie pozazdrościć. Raz, że nie musimy pędzić na złamanie karku, a dwa, że zobaczymy kilka innych fajnych miejsc.

Co warto zobaczyć, jak się ma więcej czasu? Ano na przykład wulkany błotne w Berce. Można też jechać nad rumuńskie Morze Czarne, zobaczyć Konstancę i pobyczyć się trochę na plaży. Jeśli niestraszne nam komary, to piękna jest również Delta Dunaju.

Opcji jest – jak widać – wiele. Szerokości!

Gdzie spać w Rumunii?

Jeśli decydujesz się na zwiedzanie Rumunii na własną rękę, to oczywiście czeka cię zarezerwowanie przynajmniej kilku noclegów. Oto te, w których osobiście spałem swoją koszmarnością i które mogę polecić:

Zwiedzanie Rumunii samochodem

Viscri, Transylwania
Transylwania

Samochód to w miarę wygodny sposób na zwiedzanie Rumunii, ale pamiętaj, że jeździ się tu trochę inaczej, niż po Polsce.

Przede wszystkim: nie wierz w wyliczenia, które pokazują Google Maps i inne nawigacje. Przejazd pomiędzy poszczególnymi miejscami na pewno zajmie ci więcej czasu.

Rumunia nie ma rozbudowanej sieci autostrad, więc podróżowanie samochodem po tym kraju wymaga trochę cierpliwości. Często zdarzają się wielokilometrowe korki, spowodowane robotami drogowymi oraz nieadekwatną do aktualnego ruchu siecią dróg.

No właśnie, roboty drogowe. W czasie gdy ostatnio byłem w Rumunii natrafiałem na nie bardzo często, co oznacza, że infrastruktura jest rozbudowywana. Być może niedługo będzie już znacznie lepiej. A może nawet już jest, tylko ja jeszcze o tym nie wiem 🙂

Konie w Rumunii
Koń w Rumunii? To norma!

Ogólnie stan rumuńskich dróg przypomina to, co mieliśmy w Polsce na początku lat dwutysięcznych. Czyli: da się jeździć, ale szału nie ma. Rumuni dosyć często łamią przepisy ruchu drogowego, ale nie jest to jakiś przesadny hardcore.

Moją uwagę przykuła obwodnica Bukaresztu. To dosyć ważna droga, która nie dość, że była jednopasmowa, to dodatkowo poprzecinano ją przez skrzyżowania równorzędne (sic!). Tak, nie przejęzyczyłem się. Ta ruchliwa trasa wokół stolicy i największego miasta kraju, miała skrzyżowania równorzędne, które w Polsce są niespotykane poza małymi osiedlowymi uliczkami.

Ostatnią rzeczą, na jaką trzeba zwrócić uwagę, to wozy konne. Furmanki jeżdżą masowo po głównych drogach i oczywiście nie są oświetlone.

Parkowanie w Rumunii

Parkowanie w rumuńskich miastach nie jest szczególnie kłopotliwe. Oczywiście, im większe miasto, tym trudniej znaleźć wolne miejsce do pozostawienia samochodu, ale pod tym względem Rumunia nie różni się specjalnie od Polski i innych państw w Europie (a nawet wydaje się, że jest tu nieco łatwiej).

Ceny za parkowanie w centrach miast oraz przy atrakcjach turystycznych są znośne. Stosunkowo prosto znaleźć również miejsca, gdzie pozostawienie samochodu będzie bezpłatne.

Rumunia samochodem
Rumunia samochodem

Oddzielną kwestią jest to, co lokalni kierowcy odwalają poza miastami. Otóż nie wiem skąd to się wzięło, ale w Rumunii bardzo popularne jest parkowanie samochodów na zakrętach. Jeżeli wydaje ci się to niebezpieczne, to… cholernie dobrze ci się wydaje 🙂 Nie jest to zbyt bezpieczne rozwiązanie, więc warto zachować czujność, szczególnie jeśli podróżujesz wieczorami lub nocą.

Winiety

Winieta jest w Rumunii obowiązkowa i obejmuje wszystkie drogi, a nie tylko autostrady. Można ją kupić na stacji benzynowej lub przejściu granicznym (szukajcie napisu Rovigniette). Najlepiej jednak zrobić to przez Internet. Od wielu lat, w Rumunii obowiązują winiety elektroniczne, więc nie musimy nic przylepiać na szybę.

Jeżeli jedziecie do Rumunii samochodem, to najprawdopodobniej wasza trasa będzie biegła przez Słowację i Węgry. W tych dwóch krajach winiety są wymagane na autostradach i drogach szybkiego ruchu.

Wymagane dokumenty przy wjeździe do Rumunii:

  • paszport lub dowód osobisty,
  • prawo jazdy – wystarczy polskie, nie jest wymagane międzynarodowe prawo jazdy,
  • dowód rejestracyjny samochodu oraz ubezpieczenie OC (nie jest wymagana zielona karta)
Parkowanie w Rumunii
Parkowanie na zakręcie – rumuński klasyk

Przepisy drogowe w Rumunii

  • Przepisy drogowe w Rumunii przypominają te które obowiązują w Polsce. Podobne są ograniczenia prędkości: 50 km/h w terenie zabudowanym oraz 90 km/h poza terenem zabudowanym. Na drogach ekspresowych limit to 100 km/h, a na nielicznych autostradach 130 km/h.
  • Miłośników jazdy na podwójnym gazie na pewno nie ucieszy fakt, że dopuszczalny limit alkoholu we krwi kierowcy to okrągłe 0,0 promila.
  • Rumuńscy kierowcy chętnie ostrzegają się nawzajem przed patrolami, stosując stary zwyczaj migania światłami.
  • Światła mijania są obowiązkowe przez całą dobę poza terenem zabudowanym. W terenie zabudowanym można ich nie włączać o ile jest dobra widoczność. Obowiązkowe są również pasy bezpieczeństwa (zarówno z przodu, jak i z tyłu auta).

Wszystkie aktualne informacje na temat rumuńskich przepisów drogowych, znajdziecie na tej stronie.

Bezpieczeństwo w Rumunii

Wiele osób, które po raz pierwszy planują spędzić wakacje w Rumunii, obawia się o bezpieczeństwo w tym kraju. W Polsce pokutuje jeszcze czasem stereotyp Rumunii jako kraju biednego i niebezpiecznego, z którego niekoniecznie trzeba wrócić w jednym kawałku. No bo kiedyś, na początku lat dziewięćdziesiątych, bla-bla-bla…

Ale to tylko stereotyp, który – jak większość stereotypów – nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością.

Tak czy inaczej, planując wyjazd na własną rękę, proponuję rozważyć wykupienie ubezpieczenia turystycznego. Może ono uratować tyłek w kryzysowej sytuacji, a nie jest to duży koszt (tu możesz porównać ceny w kilku towarzystwach ubezpieczeniowych).

Rumunia to kraj nieco mniej zamożny od Polski, ale raczej trudno nazwać go biednym. Nie ma tu też dużego zagrożenia przestępczością, choć oczywiście niemiła przygoda może się zdarzyć wszędzie. Dlatego pilnuj siebie (i swojego portfela), ale raczej nie nastawiaj się na to, że na każdym kroku będziesz odczuwać wielkie zagrożenie.

Muzeum tortur, Rumunia
Muzeum tortur w Hunedoarze

Jeśli mowa o bezpieczeństwie, warto wspomnieć o dużej liczbie bezpańskich psów na ulicach rumuńskich miast. Jest ich naprawdę sporo i w pierwszej chwili można poczuć się trochę nieswojo. Zdecydowana większość psów jest jednak zupełnie niegroźna i po jakimś czasie po prostu przestaje się zwracać na nie uwagę.

Ludzie chodzący po rumuńskich górach zwracają uwagę na kłopoty, jakie mogą sprawiać nieprzyzwyczajone do widoku ludzi psy pasterskie. To zupełnie inny temat, dlatego w tym miejscu napomknę tylko, że rumuńskie Karpaty są bardziej „dzikie”, niż góry w Polsce. Zdecydowanie mniej tu ludzi, więcej natomiast niedźwiedzi oraz wilków.

Informacje praktyczne

Rumunia na własną rękę
Rumunia na własną rękę

Na koniec kilka luźnych informacji, o których nie wspomniałem wcześniej:

  • Znajomość angielskiego w Rumunii nie jest powszechna, więc czasem mogą być problemy, aby się dogadać.
  • Obowiązująca waluta to Lej rumuński (RON). Jest to niezwykle sympatyczna waluta, ponieważ można ją przeliczać na złotówki praktycznie w stosunku jeden do jednego. Czyli, gdy zobaczysz w sklepie batonik za 5 RON, to już wiesz, że kosztuje on mniej więcej 5 złotych (więc nie warto go kupować, bo to zbyt dużo na batonik).
  • Od 31 marca 2024 roku Rumunia należy do Strefy Schengen. Jest to jednak dopiero pierwszy etap, więc na granicy lądowej wciąż odbywają się kontrole graniczne! Nie są one szczególnie uciążliwe, ale czasem trzeba odstać swoje w kolejce.
  • Wiza nie jest wymagana. Musisz mieć tylko paszport lub dowód osobisty.
  • Ponieważ Rumunia należy do Unii Europejskiej, na jej terenie stosuje się Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego (EKUZ). Taką kartę można (i warto) odebrać za darmo w najbliższym oddziale NFZ.
  • Cena paliwa jest nieco wyższa niż w Polsce (średnio około 10%).

I to by było na tyle. Teraz już Rumunia samochodem nie powinna być dla ciebie tajemnicą. Wiesz wszystko, co najważniejsze, aby pojechać tam na zwiedzanie na własną rękę. Udanej podróży!

pankoszmarny

pankoszmarny - człowiek widmo, człowiek orkiestra. podróżnik, mąż, ojciec, póki co jeszcze nie dziad. podróże traktuje jako zło konieczne, co nie przeszkadza mu być niezastąpionym drogowskazem dla zagubionych duszyczek. blog podróżniczy koszmarnewakacje.pl to jego konik, pasja oraz szaleństwo w jednym.

1 Response

  1. Marzy mi się taka wycieczka od paru lat, chyba czas spełnić to marzenie 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *